Zagadka w końcu rozwiązana!

Jestem bardzo podekscytowana tym, że fotopułapka spełniła swoją rolę i wykryła tajemniczego, nocnego gościa (uwierzcie, bardzo mnie ta sprawa frapowała) i szalenie cieszę się z tego, że mogę się z Wami tym podzielić! Wiem, że wielu z Was zżerała ciekawość, kto jest naszym intruzem. Dzisiaj mamy odpowiedź!

Wiem jednak, że mam sporo czytelników, którzy nie śledzą mnie na Facebooku (możecie to zmienić, wystarczy wejść na profil Animalistki i polubić fanpage – KLIK!), myślę zatem, że dobrym pomysłem będzie opowiedzenie całej historii od początku.

Mamy tajemnicę

Wszystko zaczęło się niemal równo dwa tygodnie temu. Już wtedy dość długo nie padało, trawa w moim domu rodzinnym wysychała. I okazało się, że coś w tej trawie (tylko na suchym obszarze!) rozkopuje niewielkie dziury. W kolejnych dniach powstawały kolejne wyrwy w ziemi, rozkopany obszar wyraźnie się powiększał. Tajemnicze zwierzę trzymało się jednak wyłącznie obszaru z uschniętą trawą – teren zielony, żywy, pozostawał nietknięty.

Opublikowałam wówczas na fanpage’u zdjęcia i zapytałam Was o to, co może być sprawcą.

(Wszystkie zakotwiczone tu posty z Facebooka możecie przeczytać, po prostu w nie klikając – zostaniecie przeniesieni na FB i będziecie mogli przeczytać cały tekst wraz z komentarzami. A komentarze są fantastyczne, polecam moich czytelników! <3)

Pomysłów było wiele. Najwięcej osób wskazywało na dzika, inne typowały nornice, borsuki, jeże, a nawet wrony i jaszczurki. Mimo że dzik dostał najwięcej głosów i czytelnicy, którzy obstawiali jego działalność, byli najbardziej pewni swoich racji, tę możliwość wykluczyłam od razu z dwóch powodów. Po pierwsze: teren jest ogrodzony i, co prawda, może nie być zbyt szczelny (w niektórych miejscach siatka była rozerwana), ale dziury nie były na tyle duże, żeby dzik się przez nie zmieścił. Po drugie: dziki rozryłyby ten obszar na amen. Na powyższych zdjęciach być może tego nie widać, ale na żywo wyraźnie można było zobaczyć, że dziury są pojedyncze, stosunkowo nieduże. Ich autor kopał w wybranych miejscach i przenosił się w kolejne punkty.

Wrony odpadały zdecydowanie, głównie ze względu na fakt, że moglibyśmy ich aktywność bez problemu zauważyć – musiałoby być ich dużo i działałyby przecież w ciągu dnia. A wykopki powstawały w nocy.

Ja miałam zgoła inne przypuszczenia. Nie chciałam się z nimi zdradzać na fanpage’u, żeby niczego Wam nie sugerować, ale podejrzewałam, że to może być szop. Coraz więcej jest doniesień o ich obecności na Dolnym Śląsku, a i doszły mnie słuchy, że pojawiają się w okolicy mojego domu rodzinnego. Z tego powodu uważałam, że szop może być całkiem prawdopodobnym gościem w ogrodzie, zwłaszcza że lubi tak sobie pokopać w poszukiwaniu larw chrabąszczy.

Postanowiłam zamontować fotopułapkę, żeby przyłapać zwierzę (jakiekolwiek by nie było) na gorącym uczynku.

Fotopułapka wkracza do akcji

Fotopułapka to takie urządzenie, które można określić jako leśny aparat fotograficzny/kamera. Kamuflaż na obudowie ma pomóc w ukryciu sprzętu na tle drzew czy krzewów, żeby nie rzucał się w oczy i nie zwracał na siebie uwagi zwierząt. Montujemy ją włączoną, ale pozostaje uśpiona, dopóki czujniki nie wykryją ruchu. Dopiero wtedy zaczyna robić zdjęcia i/lub nagrywać film. Dzięki wbudowanym panelom może też rejestrować w nocy, oświetlając teren podczerwienią.

Moja fotopułapka to model S880g i można do niej włożyć kartę sim oraz zamontować antenę, dzięki czemu może nam wysyłać MMSy, jeśli zrobi jakieś zdjęcia.

Jeżeli chcielibyście kupić własną fotopułapkę, żeby odkryć, co w nocy odwiedza Wasz ogród, albo kto wyjada Wasze ciasto z lodówki, kiedy nie patrzycie, możecie sprawdzić ceny tutaj – KLIK. To link do całej kategorii w Ceneo. Link jest afiliacyjny i działa tak, że, jeśli w niego klikniecie i/lub zrobicie później zakupy za pośrednictwem Ceneo, mnie wpadnie za to parę groszy.

Okej, wracamy do tematu, co?

Jak na złość następnego dnia nie było nowych śladów obecności intruza, fotopułapka również nic w nocy nie wykryła (w ciągu dnia rejestrowała ruch bez problemu, więc była poprawnie ustawiona). Postanowiłam przenieść ją w inne miejsce, zakładając, że właśnie tam nasz nocny gość mógłby znów próbować kopać. Żeby mój sprzęt był w miarę mobilny, musiałam wymyślić coś, co pomoże go ustawić w dowolnym miejscu w ogrodzie, niezależnie od drzew czy innych punktów nadających się do zamontowania urządzenia. Stelaż zrobiłam ze zwykłej stojącej drabiny, która dostała stabilizację w postaci dwóch betonowych płyt (nosił je mój mąż, więc również ma swój spory udział w całym przedsięwzięciu!). Uznałam, że skoro to zwierzę i tak pojawia się na ogrodzie, tak blisko ludzi i różnych dziwnych przedmiotów, to drabina raczej go nie spłoszy.

Kilka dni (a może nocy) była cisza. Nie potrafiliśmy ocenić, czy obszar objęty wykopkami się powiększył, natomiast zauważyłam, że moje urządzenie obejmuje podczerwienią bardzo mały obszar. A zasięg czujnika ruchu był znacznie większy. Zgromadziłam trochę zdjęć, które są dowodem na to, że coś fotopułapkę uruchamiało, jednakże znajdowało się poza zasięgiem podczerwieni.

Przez ten czas nie poruszałam tematu sprzętu i ogrodu na fanpage’u, bo i nie było o czym pisać. Ale Wy pamiętaliście i sami dopytywaliście o ciąg dalszy! Żeby nie trzymać Was w niepewności, przygotowałam aktualizację. Na zdjęciu, które opublikowałam, wyraźnie widać, jak niewielki obszar jest nocą oświetlony. Przechodzący kot stanowi doskonałą skalę.

Gdzie ustawić sprzęt?

Ze względu na nikłą szansę, by cokolwiek akurat w tym miejscu przechodziło tuż obok fotopułapki (poza, jak widać, kotami), przestawiałam urządzenie jeszcze kilkakrotnie, żeby znaleźć odpowiedni punkt obserwacyjny. Miałam podejrzenie co do miejsca, którym zwierzę się do nas dostaje, zatem nakierowałam obiektyw w tamtą stronę. Krzewy tam rosnące trochę podbiły jakość zdjęć i zasięg podczerwieni. Ale wciąż nic ciekawego się nie nagrało.

Być może nagrałoby się, gdyby nocny wędrowiec zajrzał do nas, ale przez kilka dni nie zauważaliśmy nowych śladów po jego wizytach. Pojawił się dopiero w weekend, kiedy zabrałam fotopułapkę ze sobą na biwak. Coś dość głęboko rozkopało gniazdo ziemnych os całkiem blisko pierwszego miejsca, w którym zamontowałam urządzenie. Niestety, jak i przy poprzednich obserwacjach dowodów na obecność tego zwierzęcia, tak i wtedy, ze względu na wysuszoną ziemię, nie mogłam odnaleźć żadnych tropów.

Mój tata w niedzielę załatał dziurę, którą znalazł w ogrodzeniu. Była ona dość wąska, ale szeroka, więc trochę czasu to zajęło. Po drugiej stronie płotu wyraźnie widać było wydeptaną ścieżkę, która wskazywałaby na to, że zwierzę tamtędy przechodzi. Ta dziura była tam od dawna, łatana od czasu do czasu prowizorycznie, ale coś od nowa ją rozrywało. Nie ustawiałam dotychczas sprzętu bezpośrednio z widokiem na dziurę, ponieważ liczyłam na to, że uda mi się przyłapać intruza na gorącym uczynku, jak rozkopuje nam ogród.

Założyłam jednak, że, jeśli właśnie tamtędy się do nas przedostaje, to być może będzie próbowało przejść ponownie i trochę pokręci się wzdłuż siatki, szukając swojego wejścia lub próbując sforsować zabezpieczenie. Dlatego wczoraj właśnie tam skierowałam fotopułapkę.

Nie wiedziałam, czy cokolwiek będzie widać w nocy, ponieważ rosną tam dość gęsto krzewy, ale postanowiłam zaryzykować, bo być może, dzięki solidnemu naprawieniu ogrodzenia, tajemniczy gość już do nas więcej nie przyjdzie. Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć, jaki widok rejestrowała fotopułapka ustawiona w tym punkcie. Liczyłam na to, że, jakiekolwiek zwierzę będzie próbowało tamtędy przejść (o ile będzie próbowało), zostanie zarejestrowane przez urządzenie.

Fotopułapkę skierowałam bezpośrednio na dziurę, którą prawdopodobnie przedostaje się do nas tajemnicze zwierzę

Rano, kiedy zajrzałam do karty pamięci, okazało się, że fotopułapka natrzaskała mnóstwo zdjęć i filmów jeszcze w ciągu dnia. Niestety taka jest cena wysokiej czułości czujnika ruchu – wystarczyło, że wiatr zawiał i lekkie gałązki i liście krzewów zaczęły się poruszać, uruchamiając kamerę. Mam kilkadziesiąt zdjęć i filmików, na których nie widać nic poza poruszającymi się w rytm szumu wiatru roślinami.

Ale, kiedy przeglądałam nagrania dalej, odkryłam, że z nocy również jakieś są! I to bardzo wyraźne, pięknie pokazujące rośliny w wysokiej jakości nagraniu. Pod tym względem miejsce było dobre. Ale czy nagrało się coś poza znów ruszającymi się od wiatru liśćmi?

Tak! Kot… Widać go w prawym dolnym rogu na poniższym filmie. Spacerował sobie wzdłuż ogrodzenia po stronie sąsiadów, po czym odszedł w siną dal. Nagranie jest z 23:16. Zapamiętajcie tę godzinę.

UWAGA! Zauważyłam, że Vimeo, na który załadowałam filmy (były zbyt duże, żebym mogła je opublikować bezpośrednio na blogu), miewa czasem humory, więc, jeśli pojawia Wam się komunikat, że wyskoczył jakiś błąd i filmy się nie wyświetlają, po prostu załadujcie stronę artykułu od nowa. Wszystko powinno wtedy już działać.

Bo już pół godziny później fotopułapka uruchomiła się ponownie! Tym razem już nie za sprawą wałęsającego się, okolicznego kota. Na zdjęciach, które zamieszczam poniżej, być może niewiele widać, ale spróbujcie wytężyć wzrok, bo coś tam jest, mniej więcej pośrodku fotografii.

Prawie jak „Gdzie jest Wally?”, prawda?

Widzicie tę małą, ciemną kulkę za gałęziami?

Jeśli nie, to spójrzcie na drugie zdjęcie, zakreśliłam kółkiem, w którym miejscu zwierzę jest widoczne.

Tajemniczy jegomość uchwycony na zdjęciu!

Potraficie określić, co to za gatunek? Ja po takich zdjęciach bym nie umiała. Na szczęście mam jeszcze filmy!

W trakcie oglądania poniższych nagrań jestem pewna, że już będziecie wiedzieli, z czym tu mamy do czynienia!

Zagadka rozwiązana

Borsuk! Borsuk we Wrocławiu. Przyznam Wam, że nie wierzyłam, że to właśnie on może rozkopywać nam ogród. Mój rodzinny dom jest, co prawda, położony prawie na obrzeżach miasta, ale mimo wszystko wciąż w jego granicach. Z obu stron mamy sąsiadów, przed posesją jest całkiem ruchliwa ulica, nie spodziewałabym się, że to miejsce dla borsuków.

Zagadkę mamy rozwiązaną. Co prawda nie złapaliśmy tego borsuka za łapę w trakcie kopania dziur w trawie, ale, cóż, myślę, że można uznać, że to jego sprawka.

Zwróćcie uwagę, jak wyraźnie widać, że to konkretne miejsce jest mu znajome i próbuje przejść tam, gdzie wcześniej była szpara w siatce.

Jedna sprawa zaprząta mi jednak cały czas głowę. Widzicie, gdzie ten borsuk się znajduje w trakcie swoich wędrówek wzdłuż ogrodzenia? Po naszej stronie płotu. Nasuwa mi się prawdopodobna przyczyna takiego stanu rzeczy: borsuk może wchodzić na nasz ogród z innej strony. Jego trasa może wyglądać tak, że przedostaje się w innym miejscu, robi u nas, co uważa za stosowne, po czym wychodzi(ł) tu, gdzie został nagrany. Być może wystarczy mu jedynie obluzowany dół siatki nad fundamentem ogrodzenia. Być może przychodzi do nas już od dawna, ale my dotychczas jego wizyt nie zauważaliśmy?

Kto wie, kto wie, być może to jeszcze nie jest koniec tej borsuczej historii?

A jakie zwierzęta odwiedzają Waszą okolicę?