Miałam wsiąść na konia pierwszy raz od piętnastu lat – sprawdźcie, co z tego wynikło!
O tym, że kiedyś jeździłam konno oraz że przestałam, już Wam kiedyś wspomniałam, przy okazji mojego urodzinowego wpisu, w którym zdradzałam 5 zwierzęcych faktów na mój temat. Nie dotarłam w jeździe konnej do jakiegoś bardzo zaawansowanego poziomu, ale potrafiłam utrzymać kontrolę nad koniem (i przy okazji również nie spaść z niego) w galopie, więc można uznać, że coś tam potrafiłam.
Dlaczego przestałam jeździć konno?
Aż pewnego pięknego dnia na koniec mojej jazdy wydarzyło się coś, czego w życiu bym się nie spodziewała. Spadłam z konia. Ale nie, że mnie zrzucił, straciłam panowanie nad zwierzęciem czy nie utrzymałam się w siodle z jakiegoś dziwnego powodu. Nie, nie. Ja spadłam z konia stojącego. Do tej pory nie wiem, co się wtedy wydarzyło: zaplątałam się w strzemię, zahaczyłam nogą o siodło, nie mam pojęcia. Ale straciłam równowagę i, zamiast z gracją opaść na dwie nogi koło mojego wierzchowca, totalnie bez gracji opadłam na plecy niczym worek ziemniaków. Nie miałam żadnych poważniejszych obrażeń,byłam po prostu trochę obolała. I zrobiłam sobie przerwę od jazdy konnej.
Wiecie, jak to działa: z powodu jakiegoś nieprzyjemnego zdarzenia decydujecie się odpocząć od jakiejś czynności i obiecujecie sobie powrót po jakiejś tam, ustalonej przerwie, jak już emocje opadną i nabierzecie dystansu. Czas mija, a Wy, zamiast wracać do tego zajęcia, odsuwacie się coraz bardziej, bo przerwa nie tylko Wam nie pomogła, ale jeszcze zwiększyła lęk przed tym działaniem.
U mnie dokładnie to się wydarzyło. Niby ten upadek nie był niebezpieczny dla mojego zdrowia, ale jednak wzbudził we mnie strach przed jazdą konną. Im więcej tygodni, miesięcy, a ostatecznie i lat mijało od tamtej sytuacji, tym bardziej nie wyobrażałam sobie powrotu w siodło.
Wyzwanie rzucone przez Prezentmarzeń
Ale przyszedł taki dzień, w którym konie się o mnie upomniały. No, może nie osobiście, bo to by było jednak trochę dziwne. Mieli jednak swojego pośrednika: Prezentmarzeń, dzięki któremu powstał ten artykuł. Prezentmarzeń to firma, która specjalizuje się w podpowiadaniu pomysłów na prezent. I to nie byle jakich – są to prezenty w formie przeżyć. Lot balonem? Skok ze spadochronem? A może zabieg SPA lub sesja fotograficzna? Prezentmarzeń oferuje mnóstwo różnych atrakcji, od relaksujących po ekstremalne. Zostańcie ze mną do końca, bo przygotowałam dla Was konkurs, którym będziecie mogli wygrać voucher na atrakcje!
Moim zadaniem we współpracy z Prezentmarzeń było właśnie przełamanie lęku przed jazdą konną. W tym miejscu muszę się Wam przyznać, że, chociaż z chęcią się zgodziłam na podjęcie współpracy, to początkowy zapał szybko mi minął i im bliżej było do terminu mojej lekcji, tym większe miałam obawy. Czy dam radę wdrapać się na konia? Czy pamiętam cokolwiek jeszcze z techniki jazdy? Czy utrzymam się w siodle? I wreszcie najważniejsze: czy znów nie spadnę?
Żeby dodać nutkę dramaturgii muszę się Wam do czegoś w tym momencie przyznać: mam lęk wysokości. Nie jest on silny i objawia się tylko wtedy, kiedy stoję na czymś w mojej ocenie niestabilnym. Działa to w ten sposób, że bez problemu mogę zbliżyć się do krawędzi wieży widokowej i jeszcze cieszyć się, jak wysoko jestem, ale na trzystopniową drabinkę, żeby zmienić firanki, wchodzę z duszą na ramieniu. Dotyczy to również koni – zwłaszcza momentu wsiadania i zsiadania z konia.
Jak już nauczyłam się w miarę sensownie jeździć konno, “konny lęk wysokości” mi znacznie złagodniał, ale niestety powrócił ze zdwojoną siłą po upadku. Nic zatem dziwnego, że zaczęłam się stresować moją lekcją.
No to jedziemy!
Na miejscu czekała na mnie Agnes, pieszczotliwie zwana Agnieszką – piękna, gniada klacz. Była już osiodłana, gotowa do jazdy. I ogromna. Niby wiedziałam, że dostanę dużego, silnego konia, ponieważ przy umawianiu terminu uprzedzałam o swojej wadze, ale co innego świadomość czegoś, a co innego przekonanie się o tym na własne oczy. W kłębie była dużo wyższa ode mnie.
Na szczęście kwestię dosięgnięcia nogą do strzemienia rozwiązał… stołek. Możecie się śmiać, że musiałam ze stołka korzystać, żeby wsiąść na konia, ale zanim tym śmiechem wybuchniecie, bądźcie świadomi dwóch spraw. Po pierwsze: stołek też się kwalifikuje pod niestabilne przebywanie na wysokości, więc korzystanie z niego wcale nie podniosło mnie na duchu, bo z jednej strony było pomocą, ale z drugiej dodatkowym stresorem. Po drugie: strzemię miałam na wysokości klatki piersiowej, więc nie było opcji, żebym sięgnęła do niego stopą. Przynajmniej swoją własną. Stołek zatem musiał być.
Nie wiem, ile czasu stałam rozkraczona, z jedną nogą na stołku, a drugą w strzemieniu, przy tej ultracierpliwej Agnes i zbierałam się na odwagę, żeby się wybić i jej dosiąść, ale ładną chwilę mi to zajęło. Bałam się, że zbyt słabo złapię się siodła, że nie wybiję się zbyt dobrze prawą nogą, że lewej nie utrzymam w strzemieniu i mój powrót do jeździeckiej przygody zakończy się, zanim się na dobre zacznie.
Ale jak już w końcu pomyślałam sobie dzielnie “trzy, dwa, jeden, teraz!” (chyba piąty raz z rzędu), wybiłam się i elegancko posadziłam się w siodle, to już było dobrze. Strach szybko minął i mogłam skupić się na wykonywaniu poleceń instruktorki. Powoli przypominałam sobie jak trzymać wodze, jak powinny być ułożone nogi, jak kierować koniem – podstawy podstaw w zasadzie, ale po takiej przerwie naprawdę cieszę się, że Agnes mnie słuchała i reagowała na moje gesty.
Chociaż wydawać by się mogło, że jazda konna, to co to takiego trudnego: przecież siedzi się w siodle, może trochę rękoma porusza, żeby kontrolować konia, to jednak jest to zajęcie męczące mięśnie. Półgodzinna lekcja bez lonży, przypominająca podstawy prowadzenia konia, wolty, półwolty, półsiad i tym podobne to niby nic wielkiego, ale może zmęczyć. Zwłaszcza że nogi pracują zupełnie inaczej, niż zazwyczaj. Ja miałam nogi miękkie jak po długiej wędrówce pod górkę.
Oczywiście po tym, jak już udało mi się z konia zsiąść. A to było dla mnie znacznie trudniejsze, niż wdrapanie się na siodło. Tu już nie mogłam mieć eleganckiego stołeczka, z tak wysoka musiałam zeskoczyć prosto na ziemię. A wcześniej jeszcze zamachnąć się odpowiednio prawą nogą, żeby znów się o coś nie zahaczyć i nie powtórzyć upadku sprzed 15 lat. Znów mój mózg zaczął skupiać się na tym, jaką olbrzymką jest Agnes i jak twarda jest ziemia. Do tej pory jestem wdzięczna instruktorce za cierpliwość, bo nie poganiała mnie ani trochę, dzielnie mi towarzyszyła, dopóki nie zdobyłam się na odwagę, żeby zejść na ziemię.
Strach ma wielkie oczy
Ufff… Po lekcji naprawdę odetchnęłam z ulgą. Wsiadanie, a później zsiadanie z konia wywołało we mnie naprawdę dużo emocji. Sama jazda już była znacznie łatwiejsza. Kiedy wracałam do domu, byłam z siebie niesamowicie dumna, bo mimo wszystko czułam satysfakcję. Przełamałam blokadę i lęk, który był zdecydowanie większy, niż powinien. Być może byłoby inaczej, jeśli po tamtym dawnym upadku wróciłabym na kolejną lekcję, jak gdyby nigdy nic.
Ale wiecie, jak to jest: możemy się zastanawiać, co by było, gdyby, a tak naprawdę to nie wiadomo. Równie dobrze mogłam wrócić na następną jazdę, a później przerwać naukę w dowolnym innym momencie, z jakiegoś innego powodu, albo zupełnie bez niego.
Czy wrócę do jazdy konnej? Nie wiem. Bardzo możliwe, że nie, bo jednak potrzebę kontaktu z naturą i ze zwierzętami, zaspokajam w inny sposób – chociażby długimi spacerami po lesie. Ale mimo wszystko jestem zadowolona, że skorzystałam z okazji, którą podrzucił mi Prezentmarzeń.
Aha! Moim dzielnym fotografem była fenomenalna Marta Magdalena Lasik, w której obiektywie chyba każdy krajobraz wygląda imponująco. Dla mnie zgodziła się fotografować ludzi i zwierzęta. Jej prace możecie podziwiać na Instagramie – @marszowickie.
Zdjęcia, które dokumentują moją lekcję jazdy konnej wyszły ziarniste, a do tego mroczne niczym dusza deathmetalowego wokalisty, ponieważ po prostu było już całkiem ciemno, hala była słabo oświetlona i to był jedyny sposób na uratowanie jakości zdjęć ruchomych obiektów bez statywu i innych takich.
Konkurs dla Was
Razem z marką Prezentmarzeń mamy dla Was konkurs! Do wygrania jest voucher o wartości 100 złotych do wykorzystania w sklepie Prezentmarzen.com oraz w każdym stacjonarnym punkcie marki. Taki voucher możecie wykorzystać podczas zamawiania dowolnej atrakcji z katalogu – bez względu na cenę. Możecie wybrać przeżycia w kwocie niższej lub równej wartości vouchera, ale bez problemu możecie również zdecydować się na prezent przekraczający tę kwotę i po prostu wyrównać różnicę gotówką. Jak go wykorzystacie – to już Wasza decyzja, ale jestem pewna, że będziecie się świetnie bawić!
Zadanie konkursowe
Wejdźcie na stronę Prezentmarzen.com, zapoznajcie się z atrakcjami, które Prezentmarzeń ma w swojej ofercie, po czym popuśćcie wodze fantazji i odpowiedzcie na pytanie:
“Gdybyście byli surykatką, to z której atrakcji byście chcieli skorzystać i dlaczego?”.
Odpowiedzi możecie wpisywać w komentarzach pod tym artykułem (nie trzeba zakładać konta!) albo pod postem z linkiem do artykułu na moim fanpage’u.
Zwycięzcę wybierze znakomite jury w składzie: Barnaba, Tibor i ja. Będziemy oceniać pomysłowość.
Wyniki zostaną opublikowane tutaj po zakończeniu czasu trwania konkursu.
Uwaga! Nie piszcie wierszyków. Zwierzęta nie rozumieją poezji.
Wyniki konkursu
Po przeczytaniu odpowiedzi zarówno na blogu, jak i na fanpage’u mogę powiedzieć jedno: nie było łatwo, serio. Najchętniej wszystkim uczestnikom rozdałabym nagrody, ale mam ją niestety tylko jedną. Drugą moją myślą było, że może jednak zrobię losowanie, ale takie rozwiązanie jest nielegalne, bo nie zgłosiłam organizacji loterii, więc taka opcja odpada również.
No to, żeby już więcej nie przedłużać: wyniki.
„Gdybym była surykatką chciałabym wybrać się do escape roomu, w którym wypatrzyłabym każdy szczegół i każdy ślad po zbrodni. Nie obchodzi mnie, że sukrykatki nie interesują się seryjnymi mordercami. Byłabym jedyną w swoim rodzaju surykatką.”
Kasiu, gratuluję! Proszę o kontakt. 🙂
Regulamin konkursu:
- Organizatorem konkursu jestem ja, autorka bloga www.animalistka.pl.
- Fundatorem nagród jest Prezentmarzeń.
- Konkurs trwa od 15.11.2018 r. godz. 20:00 do 22.11.2018 r. włącznie.
- Nagroda jest jedna, przedstawiona na zdjęciu: voucher o wartości 100 złotych do wykorzystania na https://prezentmarzen.com oraz w stacjonarnych punktach Prezentmarzeń. Data ważności vouchera: 12.09.2019 r.
- Zadanie konkursowe polega na umieszczeniu w komentarzu pod tym postem odpowiedzi na pytanie: “Gdybyście byli surykatką, to z której atrakcji byście chcieli skorzystać i dlaczego?”
- Zwycięzca zostanie wyłoniony przez jury spośród wszystkich uczestników, którzy opublikowali komentarze z odpowiedziami pod tym artykułem lub dedykowanym postem na fanpage’u.
- Rozwiązanie konkursu nastąpi w dniu 23.11.2018 r., zwycięski komentarz zostanie opublikowany w tym artykule.
- Zwycięzca proszony jest o niezwłoczne podanie adresu do wysyłki w prywatnej wiadomości. Możliwa jest wysyłka nagrody do paczkomatu. Adres do wysyłki musi się znajdować na terenie Polski.
- Jeśli zwycięzca nie zgłosi się z danymi do wysyłki do 25.11.2018 r. nagroda przepada i nastąpi wyłonienie kolejnego szczęśliwca.
15 listopada, 2018 at 7:07 pm
Piękna sesja Elu. Też w październiku bo kilku ładnych lat przerwy usiadłam w siodle. Mam podobną historię jak ty. Nie spadłam z konia, ale z niego zeskoczylam, gdy stanął w pionie. Sarna go wystraszyła, które w lesie wyskoczyła na scścież z nienacka…
18 listopada, 2018 at 4:48 pm
Jako surykatka chciałabym skorzystać z masażu relaksacyjnego, w końcu pilnowanie nory i młodszego rodzeństwa pożera całe moje zdrowie psychiczne, a może nawet fizyczne, jeśli będę za wolno uciekać 😐
21 listopada, 2018 at 6:58 pm
Gdybym była surykatką chciałabym wybrać się do escape roomu, w którym wypatrzyłabym każdy szczegół i każdy ślad po zbrodni. Nie obchodzi mnie, że sukrykatki nie interesują się seryjnymi mordercami. Byłabym jedyną w swoim rodzaju surykatką.
23 listopada, 2018 at 7:33 am
Widziałam, widziałam Twoje zdjęcia! Jak wrażenia po tak długiej przerwie?
23 listopada, 2018 at 7:35 am
Było bardzo dobrze, choć podobnie jak ty Elu miałam obawy czy uda mi się tak wysoko noge podnjesc ? Konie są fascynujące, ale jednak czuje do nich respekt.