Ten rok był dla mnie wyjątkowy. Blog szalenie się rozwinął: coraz więcej Was czyta moje artykuły – również te starsze! Chętnie angażujecie się w dyskusje na fanpage’u, który ma już ponad 7 000 polubień! Nasza zwierzęca grupa na Facebooku również pięknie się rozwija i liczy już ponad 1 500 członków! A pod koniec listopada Animalistka skończyła dopiero dwa lata! Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem, że tylu z Was do mnie tak często zagląda!

W życiu prywatnym też wiele się u mnie działo, a największym wydarzeniem było to, że… kupiliśmy z mężem dom! Ale ciiii, jeszcze nikomu nie mówcie. Dom jest wciąż w budowie, jak dobrze pójdzie, to wprowadzimy się do niego dopiero przyszłą jesienią. Spodziewajcie się jednak w przyszłym roku sporej ilości artykułów dotyczących tego, jak zaadaptować wnętrza i ogród do potrzeb zwierząt. Ogród także w kontekście ptaków i innych dzikich stworzeń, które mogłyby chcieć w nim zamieszkać. To będzie mnóstwo wartościowych treści!

Tymczasem chcę zrobić małe podsumowanie tego, co działo się na blogu i fanpage’u w tym roku. Wybrałam dla Was 6 moich ulubionych zdjęć, które zrobiłam w tym roku. A już z następnego artykułu przekonacie się, które z moich tekstów cieszyły się wśród Was największym zainteresowaniem!

6 moich najlepszych zdjęć 2019 roku

No dobra, może nie dosłownie „najlepszych”, bo, jak zaraz zobaczycie, technicznie im daleko do bycia dobrymi. Ale moimi ulubionymi są one zdecydowanie! A, jako że nie jestem zawodowym fotografem, tylko hobbystką, która fotografuje dla frajdy, radość z wykonania konkretnych zdjęć jest dla mnie najważniejszym kryterium. Na tę radość z kolei składa się przede wszystkim wspomnienie wiążące się z daną fotką i okoliczności oraz atmosfera, w jakich ją wykonałam.

 

Mewa śmieszka (Chroicocephalus ridibundus) lecąca na tle pochmurnego nieba to fotka, która wywołała sporą dyskusję na moim fanpage’u – właśnie ze względu na to, że z punktu widzenia obcych osób to takie „nic ciekawego”. No niby nic ciekawego. Ale z radością obserwowałam tę mewę, jak krążyła nad stawem, próbując złowić sobie jakąś nieostrożną rybkę. Tibor radośnie buszował wtedy w okolicznych krzakach i nikomu z nas – ani Tiborowi, ani mewie, ani mnie nie przeszkadzało to, że zbierało się na konkretny deszcz.

Nartnik – gwiezdny narciarz. Zagłębienia po oponach na leśnej drodze były pełne błota, z niewielkimi kałużami utrzymującymi się po deszczu sprzed kilku dni. Odbijające się na powierzchni wody chmury i pływające na niej paprochy przywodzą na myśl gwiazdy i mgławice w kosmosie.

Tibor zbudował gniazdo i przystąpił do wysiadywania jaj. 😉 Jak tylko miałam trochę czasu, chętnie spędzałam go na działce ze stawem otoczonym lasami. To cudowne i moje absolutnie ulubione miejsce, w którym czas kompletnie traci na znaczeniu. Kawa pita na prowizorycznym tarasie z widokiem na wodę i drzewa, spacer dookoła stawu, długie rozmowy z mężem do późnego wieczora, kiedy przyjeżdżaliśmy tam na weekend. Odpoczywam tam, jak nigdzie!

Nasz pies ma tam swoją ulubioną miejscówkę – poletko piachu, w którym wygrzebuje sobie dziurę i w niej spędza najwięcej czasu (pod warunkiem, że akurat nie patroluje okolicy albo nie szaleje z ukradzionym nam kawałkiem drewna.

Miłość w mieście kwitnie zimą! Sierpówki nie próżnują, już w styczniu przystąpiły do godów. Znak informujący o drodze jednokierunkowej jest do tego celu miejscem dobrym, jak każde inne, nie?

Na spotkanie z uszatką (Asio otus) czekałam długo. W ubiegłym roku miałam uszatki za sąsiadów, ale jedynym, co sygnalizowało ich obecność, były donośne nawoływania wiecznie głodnego podlota. Przez dobre dwa tygodnie rozpoczynał swój koncert codziennie koło 21:15 (z dokładnością do 5 minut – sprawdzałam!) i kończył go jakąś godzinę później. Doskonale słyszałam malucha przez stale uchylone u mnie w ciepłe wieczory okno.

Ale słyszenie dźwięków to nie to samo, co zobaczenie w końcu uszatki na własne oczy! To jedno z dwóch moich ulubionych spotkań tego roku.

A to drugie z nich. Kameleona pospolitego (Chamaeleo chamaeleon) spotkałam na Malcie. Chociaż uważam się za osobę spostrzegawczą, to sama bym go nie zauważyła – to mój czujny mąż, który razem ze mną dzielnie wypatrywał tych gadów w Buskett Gardens dostrzegł go wychylającego się zza murka. Chyba pokrzyżowaliśmy mu plany, bo jak tylko kameleon zorientował się, że jest przez nas obserwowany, zawrócił i ukrył się w zaroślach pod mostkiem. Oczywiście w swoim nieśpiesznym, kameleonim tempem.

A Wy które wykonane w tym roku zdjęcia darzycie największym sentymentem? Oglądanie których z nich sprawia Wam szczególną radość?