Poznajcie wyjątkowe zwierzę, które początkowo było brane za gada!
Obecność twardej zbroi, która pokrywa jego ciało od pyszczka aż po koniuszek ogona, czyni go jednym z najbardziej wyjątkowych ssaków na ziemi. Łuskowiec.
Dawna nazwa tego zwierzęcia, funkcjonująca cały czas w języku angielskim, to pangolin. Brzmi zabawnie, a mnie, odkąd usłyszałam to słowo pierwszy raz, kojarzy się z mandoliną i będę używała jej w artykule zamiennie z obecną nazwą właściwą dla rzędu i rodziny.
Teraz możesz nie tylko poczytać, ale także posłuchać o łuskowcach
– sprawdź najbardziej zwierzęcy podcast o zwierzętach i odcinek o pangolinach
Ta szyszka się rusza!
Łuskowce to rząd ssaków, który współcześnie obejmuje tylko jedną rodzinę: łuskowcowate (Manidae). W jej obrębie wyróżnia się osiem gatunków, z których cztery żyją w Afryce, a cztery w Azji. Część z nich świetnie sobie radzi ze wspinaczką na drzewa i na nich spędza większość życia, część woli twardo stąpać po ziemi i chroni się w wykopanych przez siebie, głębokich norach.
Poza tym gatunki łuskowcowatych różnią się między sobą przede wszystkim wielkością, osiągając długość od 30 do 100 centymetrów plus ogon, który może stanowić nawet 2/3 długości całego zwierzęcia. Jeśli zatem liczymy całość, łuskowcowate, w zależności od gatunku, mają mniej więcej od 90 do ponad 160 centymetrów długości. A jeżeli jeszcze dodamy do tego długość języka, to wyjdzie, że największe gatunki po wysunięciu języka mogą osiągnąć ponad 200 centymetrów długości, bo ich język może być długi nawet na 40 centymetrów.
Tak długi język jest niezbędny łuskowcom do zdobywania pokarmu, którym, jak w przypadku mrówkojadów, są owady społeczne takie jak mrówki i termity, chociaż czasem zdarza im się zjeść również larwy innych owadów. Mimo dużej dostępności wielu gatunków mrówek i termitów w miejscach występowania łuskowcowatych, każdy gatunek z tej rodziny jest wysoko wyspecjalizowany pod kątem diety i opiera ją zazwyczaj na jednym lub dwóch gatunkach owadów. Pangoliny rozgrzebują termitierę silnymi, wyposażonymi w grube, długie pazury łapami, a później wsuwają wąski język do korytarza budowli. Owady przyklejają się do lepkiej śliny i tak trafiają do pyska.
Ze względu na to, że łuskowce nie mają zębów, ich ofiary są połykane żywe i „gryzione” dopiero w specjalnie do tego przygotowanej części żołądka. Nie dość, że jest ona silnie umięśniona, to jeszcze jej ściany są pokryte (zupełnie jak ich właściciele) twardymi łuskami, które służą do rozdrabniania owadów. Dodatkową pomoc stanowią tu drobne kamienie i żwir, który gromadzi się w żołądku, również połykany przez zwierzęta.
Budowa przednich łap łuskowców, tak pomocna przy dostaniu się do smakowitych owadów i ewentualnie podczas wspinaczki na drzewa, jest jednak bezużyteczna na twardym gruncie. Mimo że podczas swoich wędrówek te zwierzęta utrzymują ciało raczej poziomo, za bardzo nie używają przednich łap do chodzenia. Czasami tylko się nimi podpierają. Zazwyczaj jednak trzymają je zgięte i uniesione nad ziemią, a w łapaniu równowagi pomaga im długi, masywny ogon. Jeżeli więc mamy w miarę funkcjonującą wyobraźnię, możemy uznać, że przypominają pod tym względem trochę tyranozaury. Ale, w przeciwieństwie do tamtych dinozaurów, łuskowce jednak mają z przednich łap większy pożytek.
Nocne życie w pojedynkę
Pangoliny prowadzą przede wszystkim nocny i samotny tryb życia. Samce nie uganiają się za samicami, a zamiast tego oznaczają swoje terytorium moczem, który sprawia, że to samice przychodzą do nich. Wygodne, co nie? Tylko pod warunkiem, że na horyzoncie nie pojawi się jeszcze jeden samiec. Te niezgrabne ssaki walczą między sobą o samicę, okładając się nawzajem swoimi ogonami jak kijami baseballowymi. Kiedy samce ustalą już między sobą, kto jest silniejszy i para zrobi co trzeba, każde ze zwierząt idzie w swoją stronę i to na samicę łuskowca spada obowiązek wychowania dziecka. Albo dzieci. Afrykańskie gatunki wydają na świat przeważnie jedno młode, ale w Azji miot może liczyć nawet trzy dzieciaczki.
Młode rodzi się z miękkimi łuskami, które twardnieją w pierwszych dniach życia zwierzęcia. W tym czasie matka bardzo chroni delikatne potomstwo, zazwyczaj ukrywając się razem z nim w bezpiecznym miejscu. Bardzo szybko jednak pangolin-dziecko zaczyna przypominać miniaturę dorosłego, z równie twardymi łuskami. Wówczas samica z dzieckiem zaczyna wychodzić z kryjówki i przekazywać mu wiedzę o świecie. Młode podróżuje przeważnie na grzbiecie matki i pozostaje pod jej opieką nawet dwa lata.
Łuska jak paznokieć
O wyjątkowości pangolinów świadczą łuski, od których wzięła się ich nazwa i o których wspomniałam na samym początku. Trójkątnie zakończone łuski są zbudowane z keratyny, czyli tego samego materiału, co nasze paznokcie. Nachodzą one na siebie zupełnie jak dachówki i nie przylegają gładko do ciała, tylko odstają, kiedy ciało się zgina.
Te łuski stanowią podstawową broń łuskowców w walce z drapieżnikami. Kiedy zwierzę poczuje się zagrożone, zwija się ciasno w kulę, chroniąc delikatny, pokryty sierścią brzuch i zasłaniając pysk ogonem. Odstające (a u niektórych gatunków dość ostro zakończone) łuski sprawiają, że mało kto jest w stanie skutecznie zaatakować pangolina. Jedynymi naturalnymi wrogami łuskowcowatych są duże drapieżniki, głównie kotowate, jak tygrys czy lew.
Rarytas dla ludzi
Niestety, to nie zmienia faktu, że ilość pangolinów na świecie drastycznie maleje, bo największym zagrożeniem dla nich jesteśmy my – ludzie. W Afryce łuskowcowate są jednym z najbardziej popularnych źródeł mięsa niepochodzącego od zwierząt hodowlanych, a w Chinach i Wietnamie uchodzą za wyjątkowo luksusowy rarytas. Wietnamskie restauracje potrafią zapłacić za kilogram mięsa łuskowców nawet 150 dolarów amerykańskich! Co więcej, same łuski również są bardzo cenne i wykorzystywane w medycynie ludowej na obu kontynentach.
Przez masowe polowania te mało znane na świecie zwierzęta stały się jednymi z najbardziej narażonych na wyginięcie. Już połowa gatunków została uznana za bliskie wyginięcia, a tylko jeden nie został jeszcze wpisany do „Czerwonej księgi gatunków zagrożonych”. Mimo już ponad czterdziestu lat wysiłków związanych z ochroną łuskowców, znajdują się one niestety na szczycie listy najczęściej przemycanych ssaków, stanowiąc około 20% wszystkich przemycanych zwierząt na świecie. Szacuje się, że w latach 2004-2014 przemycono ponad milion (!!!) pangolinów, z kolei co roku w samej tylko Afryce Centralnej zabija się ich 2 700 000!
Słonie czy nosorożce są znane wszystkim, natomiast o łuskowcach słyszał mało kto. To jeden z powodów, przez które ochrona pangolinów jest trudniejsza – mają po prostu słabszy PR niż inne zagrożone zwierzęta. Łuskowcowate wyjątkowo ciężko znoszą trzymanie w niewoli, a bardzo wybiórcza dieta, przy której nie tolerują zamienników, wcale nie pomaga. Na całym świecie jest bardzo niewiele ogrodów zoologicznych, które podjęły się opieki nad pangolinami. Jest ona trudna i bardzo kosztowna, dlatego nawet fundacje zajmujące się ochroną i leczeniem łuskowców, mogą pozwolić sobie na trzymanie maksymalnie kilkudziesięciu osobników jednocześnie.
Żeby nagłośnić problem, United States Agency for International Development (USAID) ustanowiło Światowy Dzień Pangolina (World Pangolin Day), który obchodzimy 17. lutego i zaangażowało się w ochronę łuskowców. To dobry pomysł, być może dzięki temu dniu w kalendarzu ktoś postanowi sprawdzić, co to jest ten pangolin i więcej osób pozna te niezwykłe, a tak zagrożone zwierzęta.
A wy wiedzieliście wcześniej o istnieniu pangolinów? Jak myślicie, jakie kroki można podjąć, żeby skuteczniej chronić łuskowce?
Autorzy fotografii:
Alfred Weidinger / Wikimedia Commons
U.S. Fish and Wildlife Service Headquarters / Wikimedia Commons
A. J. T. Johnsingh / Wikimedia Commons
Dan Bennett / Wikimedia Commons
18 lipca, 2018 at 6:10 pm
Gdyby mnie ktoś zapytał, co to za zwierzę, odpowiedziałabym, że pancernik! Nie znałam wcześniej tego gatunku.
19 sierpnia, 2018 at 4:52 pm
Za nielegalny handel zwierzetami i klusowanie najchetniej stawialabym przed plutonem egzekucyjnym. To kolejne zwierze, ktore cierpi bo w Chinach ktos sobie ubzdrual, ze to rarystas, co za obled! Wpis swietny. Ale szkoda, ze to zwierze jest tak przesladowane.
6 kwietnia, 2019 at 8:32 pm
Znałam Szyszunię, ale wiedziałam o niej tyle, że istnieje. W życiu nie pomyślałabym, że jakiekolwiek zwierze może mieć łuski w środku! To był szok. Mam nadzieję, że świat zainteresuje się losem Szyszuni zanim pożegnamy ją tak jak ostatniego białego nosorożca…