Kozia mutacja genetyczna w służbie ochrony owiec.
W Stanach Zjednoczonych, konkretniej – w stanie Tennessee, zaczęły się rodzić kozy domowe z pewnym upośledzeniem. Polegało ono na tym, że zwierzęta, kiedy bardzo się podekscytowały, albo zostały przestraszone – mdlały.
W literaturze naukowej to schorzenie zostało opisane w pierwszej dekadzie XX wieku i nazwane miotonią wrodzoną, a kozy nim obarczone – kozami miotonicznymi, albo, prościej, kozami mdlejącymi (po angielsku: fainting goats).
Kozy mdlejące – o co chodzi?
W dużym uproszczeniu: mięśnie działają tak, że, w przypadku dużego stresu, kiedy się na przykład przestraszymy, napinają się, a ułamek sekundy później rozluźniają, byśmy mogli szybko zareagować na potencjalne niebezpieczeństwo. Miotonia polega na tym, że między napięciem mięśni a ich rozluźnieniem następuje długa przerwa. Trwa to najczęściej od pięciu do nawet dwudziestu sekund. Koza mdlejąca, kiedy jest przerażona, cała sztywnieje i dopiero po dłuższej chwili może się rzucić do ucieczki. Młode, niedoświadczone kózki, które nie wiedzą jeszcze, co się dzieje, zazwyczaj próbują od razu biec, a zamiast tego przewracają się na bok lub grzbiet, z wyciągniętymi, sztywnymi nóżkami. Czasami koźlęta w panice miotają się na ziemi niczym ryby wyciągnięte z wody. Dojrzalsze zwierzęta potrafią już przewidzieć swoją reakcję i starają się stanąć na szeroko rozstawionych nogach, by nie upaść i czekają, aż skurcz mięśni minie. Co istotne, mimo, że nazywa się te kozy mdlejącymi, nie mdleją one wcale dosłownie. Przez cały epizod zesztywnienia mięśni zachowują pełną świadomość i są jak najbardziej przytomne.
Na YouTube znajdziemy mnóstwo filmików, na których ludzie celowo straszą kozy, żeby się tak śmiesznie przewracały.
Kupa śmiechu, prawda?
Kozy mdlejące są już traktowane jako odrębna rasa kóz domowych, ale nie mają zbyt wielu cech charakterystycznych, właściwych tylko im. Wynika to z tego, że miotonia może wystąpić u przedstawicieli niemal wszystkich ras kóz domowych (dotychczas nie stwierdzono miotonii jedynie u kóz angorskich oraz żadnych dzikich gatunków kóz i koziorożców). Zauważono jednak, że, poza miotonią, kozy te wykazują również szereg innych, wspólnych cech: są nieco mniejsze niż ich zdrowi odpowiednicy danej rasy, niechętnie również skaczą wyżej niż na pół metra. Z tego powodu są niezbyt skore do ucieczek i poleca się je do gospodarstw z nawet symbolicznym, niewysokim ogrodzeniem. Uważa się także, że, przez swoją przypadłość, łatwiej nad nimi zapanować, no bo przecież, jeśli taka koza będzie za bardzo fikać, zawsze można ją przestraszyć, ta się przewróci, swoje odleży i już fikać nie będzie. Dlatego kozy mdlejące nierzadko trafiają do ludzi jako… zwierzątko domowe. Są również dość łagodne, przez co traktuje się je jako całkiem fajne zwierzątko dla dzieci.
Koza miotoniczna teoretycznie jest rasą mięsną kóz, jednak aktualnie jest uważana za rasę zagrożoną wyginięciem, co ogłosiło Livestock Conservacy – amerykańskie towarzystwo zajmujące się ochroną zagrożonych wyginięciem ras zwierząt gospodarskich. Przez to zachęca się, aby nie hodować tych kóz na mięso, a raczej właśnie jako zwierzę do towarzystwa.
Jednak nie wszyscy tak na nie patrzą. Hodowcy innych zwierząt gospodarskich wykorzystali przypadłość kóz mdlejących, dołączając je do stad na przykład owiec na pastwiskach. Domyślacie się, po co? W przypadku ataku drapieżnika koza po prostu ma służyć za przynętę: przestraszona, zesztywnieje i stanie się ofiarą wilków czy kojotów. Drapieżniki zawsze atakują najłatwiejszy cel, a w tym przypadku jest to właśnie koza mdlejąca. Chociaż nikt jej nie pytał o zdanie, poświęca swoje życie, by ocalić stado owiec, które zdołają dzięki niej uciec.
Czy to jest właściwe postępowanie? Czy w ogóle celowe hodowanie kóz obarczonych miotonią jest okej? Zostawiam to Wam pod refleksję.
6 lutego, 2018 at 11:32 am
Ja niestety nie popieram takich „eksperymentów”. Nie podoba mi się w tym przypadku zbytnia ingerencja człowieka w kozy.
7 lutego, 2018 at 5:08 pm
To jest dość dyskusyjna kwestia, no bo faktycznie szkoda kóz, ale z drugiej strony mamy psy z płaskim pyskiem i łyse koty – czym to się różni od takiej kozy?
7 lutego, 2018 at 5:27 pm
W zasadzie niczym, ale ja ogólnie nie jestem za ingerowaniem takiem eksperymentalnym w naturę. Nieco mnie to przerażą mówiac delikatnie.
7 lutego, 2018 at 6:00 pm
Masz w tym rację. Nawet jeśli to lekka hipokryzja, biorąc pod uwagę, że mam buldoga angielskiego. 😉
12 lutego, 2018 at 10:05 am
Oj tam, wiem że bulgogi i mopsy to jakby „wytwór” ingerencji człowieka, ale kochm je <3 przeogromnie! Marzę o psiaku, mąż mówi, ze jak będę chciała 3 dziecko, to kupi mi psa 😛
12 lutego, 2018 at 10:06 am
Hm… niby tak, ale to mdlenie kóz jest dla mnie jakieś dramatyczno-traumatyczne..działa mocno na wyobraźnię.