Fascynujący budynek z jeszcze bardziej fascynującym wnętrzem.
Muzeum Historii Naturalnej w Londynie (London Natural History Museum) to było moje absolutne must see w czasie wycieczki do stolicy Wielkiej Brytanii. Żadne tam London Eye, żaden Big Ben (zwłaszcza, że w remoncie), tylko właśnie muzeum. Ale za to jakie muzeum! Już sam budynek robi takie wrażenie, że chciałam się na chwilę zatrzymać i po prostu na niego popatrzeć. No i, rzecz jasna, zrobić kilka zdjęć.
Mimo, że dzień był wyjątkowo ponury: zacinający deszcz ze śniegiem i mroźny wiatr, powitała nas bardzo, bardzo długa kolejka do wejścia. Nastawiałam się na co najmniej pół godziny czekania, ale, na szczęście, bardzo szybko zbliżaliśmy się do wejścia i po około dziesięciu minutach byliśmy już w środku.
Wstęp do muzeum jest całkowicie bezpłatny (poza wystawami czasowymi) i pewnie tych ludzi przed nami nie byłoby w ogóle, gdyby wpuszczano do środka wszystkich, jak leci. Ale przy wejściu była kontrola bezpieczeństwa i to ona wszystko spowalniała: trzeba było otworzyć i pokazać wnętrze plecaków oraz torebek, a niektórzy wchodzili nawet z walizkami, więc nic dziwnego, że chwilę to trwało.
Muzeum zostało podzielone na cztery strefy:
Strefa czerwona
W niej znajdziemy galerie dotyczące naszej planety jako takiej: ewolucja człowieka, ewolucja życia na Ziemi ogólnie, katastrofy naturalne, minerały czy to, jak siły natury kształtowały (i kształtują dalej) kształt planety. To tutaj jest pokój imitujący supermarket w Kobe, w którym możemy doświadczyć imitacji trzęsienia ziemi. Na monitorze wyświetlany jest zapis z kamery przemysłowej z chwili prawdziwego trzęsienia ziemi w tamtejszym markecie.
Strefa pomarańczowa
To ogród, który jest raczej nieczynny w zimowych miesiącach (można go zwiedzać po wcześniejszym umówieniu wizyty) oraz Centrum Darwina, w którym panuje bardziej naukowa atmosfera.
Strefa zielona
Ta strefa obejmuje Hintze Hall, w którym znajdziemy szkielet mastodonta (robi wrażenie!), płetwala błękitnego i wiele innych eksponatów (oraz imponujące detale architektoniczne). Poza tym w strefie zielonej znajdują się m.in. galerie związane z ptakami, skamielinami, czy bezkręgowcami.
Strefa niebieska
Ssaki, w tym osobna galeria poświęcona ssakom morskim (znajduje się tam pełnowymiarowy model płetwala błękitnego), ryby, gady, płazy, biologia człowieka i, oczywiście, DINOZAURY.
Poza tymi strefami, stanowiącymi wystawę stałą, w bocznych salach znajdziemy wystawy czasowe, już płatne. Interesowała mnie wystawa zwycięskich fotografii z konkursu Wildlife Photographer of the Year, ale niestety wszystkie bilety na dzień, w którym byliśmy w muzeum, już zostały wykupione.
No dobra, dobra, ale nie prowadzę przewodnika turystycznego, więc dajmy już spokój z opisem, bo w sumie znajdziecie to wszystko na stronie muzeum. Skupmy się na tym, co ważne, czyli moich wrażeniach ze zwiedzania muzeum.
ONO JEST OGROMNE! Naprawdę, wielki budynek, do tego dość nowoczesna i równie spora przybudówka – jest gdzie chodzić. Przestronne korytarze, wielkie sale wystawowe, bardzo wysokie pomieszczenia – to wszystko sprawi, że osoby cierpiące na klaustrofobię mogą czuć się tam bezpiecznie. W przeciwieństwie do tych, którzy nie lubią tłumów. Bo ludzi tam jak mrówków! Na wystawach cieszących się największym powodzeniem trzeba było po prostu iść z nurtem, bo nie dało się za bardzo iść w innym kierunku niż reszta zwiedzających – tłum porywał nas ze sobą. Tak było chociażby w sali poświęconej dinozaurom. Ale warto się przemęczyć, bo, hej, gdzie mamy okazję zobaczyć na przykład szkielety dinozaurów?
To właśnie wystawa dinozaurów była chyba najbardziej popularna. Żeby zwiedzanie jej szło sprawnie, wytyczono taśmami i planszami poglądowymi trasę, którą trzeba było iść – nie dało się przejść na skróty pomiędzy eksponatami. Niestety nie było również za bardzo możliwości, żeby zatrzymać się przy którymś obiekcie na dłużej, bo blokowało się ruch. Wtedy po raz drugi pożałowałam, że do Muzeum Historii Naturalnej wybraliśmy się w niedzielę (pierwszy raz pożałowałam, widząc kolejkę).
Większość szkieletów wyeksponowana była pod sufitem, nad głowami zwiedzających. Na poziomie oczu były głównie mniejsze eksponaty (jak model gniazda dinozaurów czy porównanie wielkości kłów największych drapieżnych dinozaurów) oraz plansze informacyjne. Ze względu na ilość wszystkich zgromadzonych eksponatów (i bardzo wolno poruszających się ludzi), to tutaj spędziliśmy najwięcej czasu. Na Facebooku zamieściłam dwa filmiki z tej galerii.
Pierwszy to ruchomy model tyranozaura.
A drugi to ruchome modele uroczych deinonychów. Na Facebooku czytelnicy się ze mną nie zgadzali, ale może chociaż Wy przyznacie – nie tylko mnie wydają się urocze, prawda?
Warto poświęcić też nieco czasu na przestudiowanie eksponatów z gablot z ptasiego korytarza (on nie ma takiej nazwy naprawdę, ja sobie go tak nazwałam, bo było to podłużne pomieszczenie wypełnione eksponatami związanymi z ptactwem, więc pasuje). To tutaj mamy okazję z bliska zobaczyć, jak wielkie są szpony poszczególnych ptaków drapieżnych, jak różne kształty dziobów mogą mieć ptaki czy po prostu – jak zróżnicowane wielkością i kształtem ptaki żyją na świecie.
Można się krzywić, że te wszystkie obiekty kiedyś były żywe, a później je wypchano lub pocięto, a później wstawiono do gablot, ale przecież właśnie tak badano budowę żywych organizmów. Zresztą pamiętajmy, że wiele z elementów kolekcji muzeum zostało zgromadzonych przed wiekami – zaczątek muzeum powstał na przełomie XVI i XVII wieku!
Dłuższą chwilę zabawiliśmy również przy gablotach z wodnymi dinozaurami. Na zdjęciu poniżej jest pliozaur (krótkoszyi plezjozaur) znaleziony przez Mary Anning. W czasach, kiedy żyła ta kobieta (pierwsza połowa XIX wieku), wyszukiwanie szczątków dinozaurów i skamieniałości było całkiem modne. Dziewczyna początkowo traktowała to czysto zarobkowo, ale po czasie związała się ze środowiskiem naukowym. W sąsiednich gablotach jest wyeksponowanych wiele innych znalezisk Mary.
Bardzo, bardzo żałuję, że zwiedzanie Muzeum Historii Naturalnej zostawiliśmy sobie na ostatni dzień. Przez to, że musieliśmy pilnować czasu, by zdążyć na samolot powrotny, nie mogliśmy spędzić tam tyle czasu, ile chcieliśmy. Niestety sugerowaliśmy się tym, że czas zwiedzania to około 2,5 godziny. My w muzeum byliśmy trzy godziny z hakiem, a i tak nie zobaczyliśmy wszystkiego, co nas interesowało! Nie powielajcie naszego błędu, zarezerwujcie sobie odpowiednio dużo czasu, zwłaszcza w weekend, bo, chociaż wszystkie kolejki posuwają się do przodu bardzo sprawnie, to jednak chwilę trzeba w nich spędzić. A, jeśli jeszcze chcecie zrobić zakupy w którymś ze sklepików, coś zjeść, albo po prostu na spokojnie przyjrzeć się co popularniejszym eksponatom – trochę czasu to zajmie.
Myślę, że, jeśli jeszcze nadarzy się okazja, ponownie odwiedzę to muzeum. Tym razem może w dzień powszedni. Na spokojnie chciałabym jeszcze raz przespacerować się między eksponatami, zrobić więcej zdjęć, najchętniej bez innych osób w kadrze, posiedzieć na którejś z ławek i po prostu chłonąć klimat tego miejsca. Jest magiczny.
Byliście kiedyś w Muzeum Historii Naturalnej w Londynie? A może macie inne swoje ulubione, „zwierzęce” miejsca w tym mieście? Mam nadzieję, że może jeszcze w tym roku, a najdalej w przyszłym, polecę tam znów. I tworzę listę miejsc, które muszę odwiedzić. Polećcie je w komentarzach!
27 stycznia, 2018 at 9:10 pm
Elu, świetna relacja! Bardzo zazdroszczę wizyty w tym miejscu. Jak kiedyś jeszcze raz wybiorę się do Londynu, nie omieszkam zwiedzić!
27 stycznia, 2018 at 10:08 pm
Cieszę się i polecam! Nawet, jeśli nie jest się zafiksowanym na punkcie zwierząt, to jest świetne doświadczenie!
29 stycznia, 2018 at 9:07 pm
Kocham to muzeum! Byłam w nim wielokrotnie i NIGDY mi się nie znudzi! Pierwszy raz wpadłam do tego muzeum ładne parę lat temu, gdy pracowałam w Londynie, akurat miałam deprechę związaną z pracą i studiami i zwiedzanie tego muzeum było dla mnie świetnym odpoczynkiem, zrodziło się też tam wiele pomysłów na moje lepsze życie zawodowe 😀
1 lutego, 2018 at 3:22 pm
Ja się tam muszę z dziećmi wybrać, bo skoro dla mnie, dorosłej, był czad, to co dopiero dla nich!
1 lutego, 2018 at 7:08 pm
Myślę, że jest to fantastyczne miejsce. Zachęciłaś mnie przeogromnie do wybrania się do tego muzeum, mimo mojego jak już wiesz, strachu przed dinozaurami. Jak dziewczynki podrosną, myślę zjawimi się tam całą rodziną.
1 lutego, 2018 at 9:00 pm
Na pewno będą zachwycone!
1 lutego, 2018 at 9:01 pm
To cudowna wiadomość!
A diplodoka widziałaś? Podczas mojej wizyty był na remoncie w USA. 🙁
1 lutego, 2018 at 9:02 pm
Nawet jeśli pominiecie dinozaury, będziecie mieli mnóstwo do zwiedzania! To świetny pomysł, aby się wybrać z dziećmi, będzie im się podobało. 🙂
2 lutego, 2018 at 11:33 am
Oczywiście <3
13 lutego, 2018 at 8:15 am
Oj to muzeum to jak świątynia dla przyrodnika.
Bardzo ładne zdjęcia i relacja. Na mnie niezmiennie ogromne wrażenie robi marmurowy Darwin na półpiętrze jak patrzy spokojnie na te tłumy. No bo przecież Latimeria, szkielet krowy morskiej albo oryginalne rysunki Audibona i inne takie mało wyeksponowane eksponaty nie wybijają się w natłoku. A tłumy ludzi są tam także w tygodniu!
11 listopada, 2018 at 12:44 pm
Witam, mam pytanie praktyczne. Wybieramy się do Londynu i chcemy zwiedzić to muzeum, jednak również mamy to zaplanowane na ostatni dzień, przed odlotem. Dodatkowo będziemy mieć ze sobą plecaki, czy orientujesz się czy można zostawić w szatni plecak na czas zwiedzania muzeum?